piątek, 30 sierpnia 2013

Stołeczek z wilkiem i kwietniki po babci .

Ostatnio pisałam , że dorwałam się do starych gratów i próbuję je reaktywować, a graty te mają wartość sentymentalną . 
Znalazł się  w piwnicy domu moich rodziców "stołeczek z wilkiem", to znaczy kiedy został znaleziony  po wilku już ani ślad nie został , ale kiedyś był...piękny wilczek :)
Stołeczek dostałam "od mikołaja" będąc małą dziewczynką, był cudny cały ze sklejki z wycinanymi nóżkami, a na siedzisku miał wypalonego zabawnego,  bajkowego wilka,  jak później się dowiedziałam wykonał go kolega moich rodziców. 
W tamtych czasach taki prezent to było coś ... 
 Stołeczek służył potem mnie i moim dwóm braciom i zawsze mówiło się na niego właśnie "stołeczek z wilkiem",  kiedy świetność stołeczka minęła przejął go mój tato i wykorzystywał jako pomocnik przy pracach remontowych i innych "męskich" zajęciach :) Potem na jakiś czas stołeczek zniknął mi z oczu , aż tu nagle objawił się mojej mamie w piwnicy ;) 
No jak mogłam go tam zostawić ? No jak??? Towarzysza mojego dzieciństwa , w piwnicy zostawić ... Tak się po prostu nie robi  ;)
Tak więc stołeczek został wyciągnięty i wyczyszczony, mąż pomógł mi w skróceniu jego nóżek ponieważ sklejka nasiąknęła trochę wodą i trzeba było się około 1 cm wysokości pozbyć .

Stołeczek po remoncie przestał być stołeczkiem z wilkiem a zaczął być stołeczkiem z cebulką  lub też z czosnkiem ...są na ten temat odmienne zdania ;). 
Aby pogodzić zwaśnione strony  stwierdziłam , że istnieje przecież cebula czosnkowa i to na pewno jest właśnie ta , która zdobi stołeczek ;)




A tak wyglądał stołeczek przed zmianami .... No cóż urodą to on nie porażał ...;) no i  wilka ani widu ani słychu  :)
Za to miał jedną wielką zaletę , niewiele już można było tu popsuć :);)






Praca nad stołeczkiem zaczęła się od usunięcia starego lakieru i obcięcia spróchniałych kawałków drewna z nóżek. 
Potem w ruch poszła szpachla aby zakryć dziurki po wierceniu , co prawda nie szpachlowałam bardzo dokładnie bo chciałam aby stołek wyglądał na trochę stary i zużyty .
Tym razem zdecydowałam się nie używać preparatów do spękań , a postarzenie uzyskać za pomocą przecierki  . Przecierka jak to przecierka , najpierw ciemna farba potem świeczka , jasna farba  na koniec papierek ścierny i gotowe :)
Docelowo przecierek miało być więcej ale nie wiem czy za mało świeczki czy za dużo farby  koniec końców wyszło jak wyszło:)

Motyw cebulkowo czosnkowy, troszkę cieniowań i tadaaam :) Stołeczek z wilkiem przestał straszyć :)



Jak myślicie cebula czy czosnek? Bo jak już pisałam zdania są podzielone :)





 A   swoją drogą ,  kiedyś to były prezenty... Taki stołeczek ani kolorowy , ani "zbajerzony",   a pamiętam go przez lata .  
Chciała bym zobaczyć minę współczesnego dzieciaka ,który by na mikołaja dostał.... stołeczek.
Raczej zachwytu bym się pewnie nie dopatrzyła ;)

Ale  wracając do gratów . 
Następne w kolejce znalazły się kwietniki , które stanowiły część posagu mojej babci .
Niestety nie zrobiłam zdjęć przed "metamorfozą" , ale pokrótce opowiem o ich stanie .
Ten niższy padł ofiarą mojej akcji renowacyjnej sprzed kilkunastu lat przebiegającej pod hasłem  "puszka olejnej jest dobra na wszystko" i uzyskał śnieżnobiałą politurkę .  
Sama mam ochotę strzelić się po łapach za te moje poczynania , szczególnej mocy ta ochota nabierała kiedy walczyłam by farby się pozbyć :)
Niestety białe wżery były na tyle głębokie , że zdecydowałam się  kwietnik wybielić przy pomocy wosku , wyszło średnio ... no ale i tak lepiej niż było poprzednio ;)

Drugi  kwietnik oparł się   na szczęście "akcji olejna" , za to stał na tarasie i zupełnie stracił kolor no i troszkę się rozpadł. Tu znowu z pomocą podążył mój Krzysiek , który pokleił co było do poklejenia i jeszcze w czyszczeniu pomógł :)
Na koniec całość została potraktowana woskiem w kolorze dąb i wypolerowana .

A tak wyglądają kwietniki po liftingu.


I każdy z osobna :)





Po ostatnich zdobyczach postanowiłam przeszukać dokładniej piwnicę , na początek znalazłam taboret i ostrzę sobie na niego zęby;)  aż się boję co znajdę jeszcze bo piwnica duża  ;)

Pozdrawiam serdecznie 
Ewa 



poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Sutaszowe kolczyki.

Wspomniane w poprzednim poście graty się remontują... ze skutkiem różnym , ale jeszcze im do stanu gotowości troszkę czasu  i pracy potrzeba .
A tym czasem pochłania mnie sutasz , u mnie to tak jest rzutami  coraz to inna technika przykuwa moją uwagę i to jej poświęcam najwięcej czasu ,co nie znaczy , że inne idą zupełnie w odstawkę,   ooo nie  i dla tego ciągle mam "na warsztacie" kilka projektów i ciągłe poczucie , że nie nadążam... ;)
Ostatnio powyciągałam z przepastnych zakamarków  zakupione dawno temu i troszkę mniej dawno temu kaboszony i systematycznie wykorzystuję je przerabiając na biżuterię.
Dzisiaj pokazać chciałam cztery pary kolczyków.

Pierwsze to takie eleganckie retro ze ślicznymi kaboszonami , bo są śliczne nieprawdaż ? :)
 Jedne kolczyki są w kolorystyce wiosennej, a drugie zdecydowanie już  nawiązują do jesiennych klimatów.













Druga para to "słoneczka"  , jedne w kolorze zielono kremowym , a drugie fioletowo zielonym. Słoneczka to moi osobiści faworyci ;) 
A prezentują się tak :)









wtorek, 20 sierpnia 2013

Sutaszowy komplet w turkusach.

Dzisiaj będzie szybciutko i bez rozpisywania się :)
Chciałam pokazać Wam ostatnio "popełniony" komplecik sutaszowy. Komplet wykonany na zamówienie , miał  być w kolorach turkusu i zieleni , no i jest :)
Zastanawiam się czy sobie nie wykonać podobnego bo też lubię takie zestawienie kolorystyczne, ale to już za jakiś czas bo teraz pochłania mnie szlifowanie, przecieranie, szpachlowanie, malowanie i tym podobne, czyli  dorwałam się do starych gratów i  uskuteczniam "akcję reaktywacja" ;) co z tego wyjdzie?... nie wiem,  ale na pewno pochwalę się efektami :)  

A teraz już sutaszowy komplet:)





Zbliżenie na bransoletkę .







I na kolczyki .




Komplet trafił już do nowej właścicielki i spodobał się na tyle , że mam zamówienie na wykonanie następnego, tym razem jednak  w diametralnie różnej kolorystyce .

Miało być krótko więc już zmykam :)

Dziękuję bardzo za wszystkie przemiłe komentarze:)
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie. 
Ewa

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Koralikowy komplet i dalsza cześć relacji z wakacji :)

Najpierw pokażę koralikowy komplet szydełkowy , jak kiedyś pisałam "naumiałam" się dziergać wężyki z koralików i mnie wciągnęło :)
A ostatnio nadarzyła  się okazja  do dziergania , bo zostałam poproszona przez pewną panią o wykonanie naszyjnika i bransoletki w kolorze błękitnym z akcentem :)
Komplet już trafił do rzeczonej pani ale docelowo podobno ma zamieszkać w Australii ...międzynarodową karierę robię ;);)
 
Naszyjnik prosty , do bransoletki dodałam kuleczkę koralikową.
 


Kuleczka jako , ze to moja pierwsza wykonana z koralików nie wyszła do końca tak jak powinna więc niedoskonałości zakryłam :)




 
A teraz druga część relacji z wyjazdu wakacyjnego :)
Wiem , wiem pięć dni wakacji a ja relację zdaję aż w dwóch postach ...
Ale obiecuję trzeciego nie będzie ;)

W drodze powrotnej z Zakopanego zaplanowaliśmy sobie zwiedzenie zamku w Nowym Wiśniczu , jest to jeden z najcenniejszych w Polsce zabytków wczesnobarokowej  architektury rezydencyjno -obronnej. Wzniesiony w XIV wieku przez Kmitów później przeszedł w ręce Lubomirskich. Bywały na nim wielkie osobistości  , często odwiedzała to miejsce królowa Bona .
Po wojnie bardzo zdewastowany został odrestaurowany i obecnie można go zwiedzać . Ciekawostką jest to , że zamek posiada cztery zupełnie inne baszty i z każdej strony wygląda inaczej .
 
Brama wjazdowa .
 

Widok na zamek.



Mury obronne.


 
 
Drugim odwiedzonym przez nas zamkiem był zamek w Dębnie, to już był zupełny spontan :) zobaczyliśmy przy drodze tablicę informującą o zamku i postanowiliśmy sprawdzić  co się za tą tablicą kryje ;)
 
Zamek w Dębnie został wzniesiony w XV wieku przez kanclerza wielkiego koronnego krakowskiego Jakuba z Dębna , później zmieniał właścicieli , a zamieszkały był jeszcze w czasie dwudziestolecia międzywojennego.
Obecnie mieści się tam ekspozycja wyposażenia wnętrz . eksponaty pochodzą ze zbiorów  Sanguszków
Z oryginalnego wyposażenia zamku nie zachowało się praktycznie nic poza kilkoma potłuczonymi kaflami i rozbitym fortepianem . dzieła zniszczenia dopełniali tak zwani szabrownicy i poszukiwacze skarbów .
 
Kilka zdjęć na zachętę :)
 
 
 
 




 
 
I tak dotarliśmy do końca :)
Nie wiem jak Wy ale ja szukam skutecznego sposobu na wywołanie deszczu. Jest tak sucho ,że część roślin  pomimo , że podlewanych wyschła mi na wiór  i teraz  ogród wygląda po prostu opłakanie .
 Może jakieś tańce albo co ...? ;)
Gdyby któraś z Was miała jakiś wypróbowany sposób to proszę się podzielić :)
 
 
 

 

piątek, 9 sierpnia 2013

Spod samiuśkich Tater :)

Ostatnie kilka dni tak jak zapowiadałam spędziłam w Zakopanem.
I tak jak obiecałam przyszedł czas na post miłosny ;)
Góry kocham miłością wielką i to zarówno te niższe - Bieszczady jak i te wyższe - Tatry. Nie jestem jakimś wytrawnym łazikiem górskim ,  Orla Perć jeszcze ciągle przede mną ;) ale włóczęgi górskie uwielbiam.
Miłością do gór zaraziłam mojego męża i wspólnie robiliśmy sobie wypady jednodniowe w Bieszczady i te troszkę dłuższe w Tatry.
Niestety dwa lata temu mój mąż miał poważny wypadek samochodowy, długie leżenie ,  rehabilitacja i kilka śrubek w kościach spowodowały , że dopiero w tym roku zdecydowaliśmy się na wyjazd w góry.
Mimo naszych obaw , mąż pomykał jak rącza kozica ....no prawie ;)
 
Pobyt rozpoczęłam  dość odważnie bo od zdobycia Starorobociańskiego Wierchu - 2176 m po drodze zaliczając dwa mniejsze szczyty czyli Trzydniowiański i Kończysty Wierch. Wbrew  obawom w górach upału nie było , a i ludzi na szlakach nie aż tak dużo . Mam na myśli mniej uczęszczane szlaki , bo na Giewont podobno kolejka się ustawiała ;)
 
Ja najbardziej podczas wędrówek lubię te momenty kiedy nie ma zbyt wielu towarzyszy . Najmilej wspominam wędrówkę po czerwonych Wierchach kiedy przez bardzo długi czas  wędrowało się nie mając w zasięgu wzroku żadnego człowieka , po prostu magiczne chwile  :)
 
Pod spodem szlak z Trzydniowianskiego na Kończysty Wierch
 



 


A to już zdjęcia ze szczytu, akurat kiedy dotarłam  na górę zebrały się chmury, ale widoki i tak zapierały dech w piersiach :)
 
Kijki okazały się bardzo dużym ułatwieniem, choć broniłam się przed nimi przez długi czas jako przed modnym gadżetem musze przyznać , że z nimi wędruje się zdecydowanie bardziej komfortowo.
Szczególnie szczęśliwa byłam , że je mam podczas zejścia po wyjątkowo wrednej stromej ścieżce z usuwającymi się spod nóg kamulcami , choć i tak raz tak zwaną glebę zaliczyłam ;)








A tu ja i w tle Starorobociański Wierch:)    mam nadzieję , że widać jak strome jest zejście,  tam byłam , na samym czubeczku ;) 
Chmury wyglądają jak zapowiedź końca świata , albo przynajmniej burzy . W rzeczywistości nie były aż tak groźne :)



 
 
Teraz troszkę flory :)
 
 







No przynudziłam tymi zdjęciami ale nie mogłam się oprzeć :)
Ale już kończę , przesyłając pozdrowienia z Doliny Kościeliskiej :)



W tle "łowiecki" i tłum turystów dzięki , którym Kościeliska wyglądała prawie jak Marszałkowska w godzinach szczytu ;)


 
Wróciłam z naładowanymi akumulatorami  i bardzo , bardzo szczęśliwa :)
W drodze powrotnej zwiedziliśmy jeszcze dwa zamki w Nowym Wiśniczu i Dębnie ale o tym już innym razem :)

piątek, 2 sierpnia 2013

Stołeczek z widoczkiem ;)

Tym razem zabrałam się za reanimację drewnianego stołeczka, który od niepamiętnych czasów pałętał się w domu moich rodziców. Stołeczek porządny , chyba dębowy z otwieranym siedziskiem i małym schowkiem , a przy tym paskudny był jak nie wiem co ;)
Początkowo był w ogóle nie malowany,  w kolorze drewna, z dużym pęknięciem z boku i na siedzisku. Potem został pomalowany...i ta operacja nie poprawiła jego wyglądu.
 
Obecnie stołeczek po zabiegach upiększających wygląda tak :)
 



A przed  zabiegami prezentował się tak jak poniżej.
No cóż ładny to on nie był i przyznam się , że sama się do tego przyczyniłam , kilka albo już kilkanaście lat temu przy okazji jakiegoś remontu pociągnęłam go olejną farbą w żółtym kolorze ( na zdjęciu wygląda jak kremowa ale uwierzcie był żółciutki ) :)
 

Ostatnie lata stołeczek spędził schowany przed oczami ...kogokolwiek , aż w końcu się doczekał .
Przyznam , że pomalowałam stołeczek bardzo porządnie  , farba nawet po tylu latach zejść nie chciała , pomimo , że potraktowałam ją preparatem do zdejmowania powłok malarskich - i tonie jeden raz  .
Kiedy ja się poddałam do akcji wkroczył mój mąż ze sprzętem "ciężkim" czyli szlifierką i tak wspólnymi siłami pozbyliśmy się "optymistycznej żółci" , a właściwie tak nam się wydawało bo choć farby już prawie widać nie było to przy malowaniu stołeczka na biało cały czas wychodził żółty odcień.
 
Ponieważ stołek był pęknięty z lekkim przemieszczeniem wzdłuż jednego boku i nie dało się tego pęknięcia zaszpachlować musiałam pokombinować jak go ukryć . No i wymyśliłam , że zamiast likwidować pęknięcie to ja mu dodam ich jeszcze więcej i tak w ruch poszedł jednoskładnikowy preparat do spękań i kilka warstw farby akrylowej.
 
No i jak widać pęknięcia nie widać ;)
 





 
Wierzch stołka to serwetka z sielskim widoczkiem zakupiona lata temu , już myślałam , że jej nigdy nie wykorzystam :)
 
Trochę domalowań i cieniowań,  a na koniec lakier . Lakier błyszczący ,  tak na zasadzie kontrastu "stary" dół i błyszcząca  nowością góra :)
 
 




 
 
 
Stołeczek wyszedł mocno rustykalny , żartuję sobie z mamy , że teraz musi sobie małą krówkę sprawić bo stołeczek do dojenia już ma ;)
 
 
Uff ale się rozpisałam dzisiaj ... Ale to pewnie ze szczęścia , bo właśnie zaczynam urlop :):):) Planów mam mnóstwo , zobaczymy czy  uda się choć połowę zrealizować ;) 
Najpierw jednak jedziemy na kilka dni do Zakopanego aby naładować akumulatory.  
Jak ja dawno nie byłam w Tatrach ...
Kocham góry ,ale post "miłosny" będzie następnym razem , kiedy już wrócę z górskich wędrówek :)
 
 Mam nadzieje , że dotrwałyście do końca :) Komu się udało to gratuluję :)
 
 
Pozdrawiam urlopowo :)
 
Ewa