niedziela, 23 listopada 2014

Czekoladowo ;)

Za oknem coraz zimniej , długie wieczory zachęcają do owinięcia się ciepłym kocykiem i umilenia sobie czasu czymś pysznym :) No to ja dzisiaj chciałam zaproponować moją własną interpretację tego  tematu ;) 
Na początek więc czekoladowy kocyk , jak to u mnie bywa   słusznych rozmiarów ... ja chyba mam jakiś problem z kończeniem w porę ;) Każdy mój dotychczasowy kocyk jest większy od poprzedniego ...aż strach pomyśleć jakie będą następne ;)



Kocyk powstał ze starych swetrów tak jak poprzedni  i jestem z siebie bardzo dumna bo udało mi się  zejść z ceny :) Ten widoczny na zdjęciach kosztował  całe 4 zł :):):) Rachunek jest bardzo prosty :) cztery swetrzyska, których nikt nie chciał  kupione po złotówce w dzień przeceny w lumpeksie ;) Tańszego koca to już chyba nie zrobię , wiec uważam go za swój kocykowy rekord cenowy ;)



Podczas sesji nie mogło oczywiście zabraknąć kotów :) Zresztą odkąd się pojawiły w moim domu to właściwie żadne działanie nie może odbyć się bez ich udziału ;)


Zbliżenie na motyw środka , tym razem kwadracik z kółeczkiem ;)


A tu zdjęcie zrobione podczas dziergania .


Kontrola jakości  ;) Już na etapie powstawania musiałam walczyć z sierściuchami żeby pozwoliły mi go dokończyć dziergać ;) Tak im się spodobał ;)



I jak widać nie odpuszczają do samego końca , jasno podkreślając czyj jest   kocyk :) 




A jak już wygramy z kotami i pozyskamy koc dla siebie , owiniemy się nim to przychodzi czas na coś pysznego ;) 
Ja zafundowałam sobie powrót do dzieciństwa :) a to za sprawą bloku czekoladowego .
Pamiętacie to cudo ? W czasach kiedy czekoladę trzeba było wystać w kolejce , a wyrób czekoladopodobny straszył  swoim wysublimowanym smakiem , taka domowa czekoladka to było 
coś ! Oczywiście jeśli zdobyło się mleko w proszku , które także było towarem deficytowym...

Zapraszam wiec na kawałeczek czekoladki domowej roboty :) Nieskromnie przyznam ,że jest nieprzyzwoicie pyszna i słodziutka tak ,że aż po ząbkach łupie ;) 


Gdyby ktoś z Was też chciał udać się w podróż do lat dzieciństwa to podaję przepis :)

Blok czekoladowy
25 dag masła
100 gram wody albo mleka
3 szklanki cukru
4 czubate łyżki kakao
aromat waniliowy, albo cukier waniliowy
opakowanie mleka w proszku - nie może być granulowane

Masło, cukier, kakao, wodę i aromat wkładamy do garnka i podgrzewamy aż cukier się rozpuści , następnie dosypujemy mleko w proszku i mieszamy , do masy dodajemy pokruszone herbatniki , orzechy, bakalie albo co kto chce ;) Wkładamy w foremkę i odstawiamy w zimne miejsce na kilka godzin .
Banalnie proste :):)

Pozdrawiam Ewa 


niedziela, 9 listopada 2014

Tęczowa chusta w folkowych klimatach.

Najpierw był tęczowy szalik , zrobiony z włóczki wełniano akrylowej po 50 % więc całkiem ciepły i w dodatku nie za bardzo gryzący :) Ale pochodziłam w nim ze dwa lata i stwierdziłam ,że mi się już nie podoba ,no ale włóczka ładniutka... taka kolorowa ;) no szkoda żeby się marnowała :)
Więc powstała chusta , bardziej uniwersalna niż szalik bo i w cieplejsze dni można samą na pleckach nosić , a w zimne zastąpi szalik :) Chusta wyszła taka troszkę folkowo cygańska ,ale myślę,że jest ok :)

Tak wiec szalik sprułam, wełenkę wyprostowałam metodą na żelazko - genialny sposób na odnawianie sprutej wełny .  Jeśli ktoś jeszcze nie próbował to polecam , najpierw włóczkę zwijamy luźno i związujemy a potem uderzeniem parowym w odległości  ok 0,5 cm  prostujemy , naciągamy lekko i zostawiamy do odparowania i wyschnięcia , potem zwijamy w kłębki i wełna jak nowa :):)



Wzorek prymitywnie prosty ale po pierwsze to moja pierwsza chusta , a po drugie jak kolory tańczą i śpiewają to z wzorkiem lepiej nie przesadzać ;)


Na zdjęciu poniżej widać najbardziej realistyczne kolory .




A tu   już pokaz na tak zwanym ludziu ,w  roli modelki ja we własnej bardzo niemodelkowej osobie ;):)
Ale widać , ze chusta jest sporych rozmiarów :)


Wytrwałych , którzy dotrwali do końca chustkowych zdjęć zapraszam na kawę i ciastko :) dziś domowej roboty kremówka :)



A po ciastku  drzemka :) no powiedzcie same czy mając takie dwa rozespane rozkoszniaki w zasięgu wzroku nie ma się ochoty też zwinąć w kłębek na kanapie ?:)

Samotnik Albercik okupujący fotel :)


I Maksio przylepa na kolanach mojego męża :)


Pozdrawiam serdecznie :)

niedziela, 2 listopada 2014

Wieszaczki.

Witam wszystkich listopadowo :) Czyli całkiem ciepło i słonecznie ;) taką pogodę mam za oknem i całkiem mi z tym dobrze :):)
A na początek miesiąca pokażę zrobione całkiem niedawno wieszaczki.

Jak wiadomo do nowego domu potrzeba wiele rzeczy,mebli ,sprzętów itp. itd.... Zwykle potrzeby są duże , a zawartość portfela mała ,tak też jest i u mnie , dla tego kiedy zobaczyłam ile trzeba zapłacić za mały wieszak do łazienki,który mi się spodobał stwierdziłam ,że nic z tego sama sobie zrobię :);) 
Pamiętacie "Alternatywy 4" kiedy gospodarz domu wysyłał swoją żonę po spinacze biurowe, a potem zmienił zdanie i polecił" kup kłębek druta sam se zrobię" ? Mój mąż twierdzi ,ze ten tekst idealnie do mnie pasuje ;) No może i tak.....:)
Ale wracając do wieszaka to  akurat miałam pozostałe po szalowaniu domu zabejcowane deseczki, które sobie uratowałam przed spaleniem :) Deseczki wprost idealne na wieszaczek ,trochę pomógł mi tato , który je wyrównał. Oczywiście tej ,na której powstał wieszak nie zrobiłam zdjęcia ale wyglądała bardzo podobnie jak ta.


Na deskę nałożyłam lakierobejcę w kolorze Dąb bielony ,która dzięki temu ,ze nie była dobrze wymieszana podczas poprzedniego użycia daje teraz kryjącą białą powierzchnię.  Potem przetarłam w różnych kierunkach grubym papierem ściernym , żeby zrobić nieregularne rysy i zadrapania.

Potem serwetka makowa przyklejana na lakier bo kleju akurat nie miałam na stanie ;) i jak zwykle dużo lakierowania , na koniec mąż przykręcił  wieszaczek zakupiony za całe 3 zł i gotowe :):)


W kolejce czekają jeszcze dwie deseczki , przeznaczone na wieszaki do górnej łazienki i spiżarni albo kuchni jeszcze się nie zdecydowałam ;) jak zrobię to oczywiście pokażę :)

A teraz drugi wieszaczek, tym razem zakupiony jakiś czas temu w hipermarkecie za kilka złotych .Niby drewniany, niby obrazeczek ładny ale jakiś taki bezpłciowy był...



Tak więc przeszedł ekspresową metamorfozę :):) Poprostu został potraktowany dwuskładnikowym preparatem do spękań  i złotą porporiną :) żadna filozofia , a zeszło z tym nie więcej niż godzina wliczając czas na schnięcie :) 
A wieszak  trochę wyszlachetniał ;)


 Teraz tylko muszę znaleźć dla niego jakieś godne miejsce ;)


Pozdrawiam jeszcze raz serdecznie :)
Ewa