sobota, 18 maja 2013

Powrót do przeszłości , patologiczne niebieskości i rozpraszacze sąsiada ;)

Czemu powrót do przeszłości?  A dla tego ,że ostatnio po dość długiej przerwie  powrócilam do lepienia z masy solnej.  Od masy solnej wszystko się u mnie zaczęło jeśli  chodzi o rękodzielnicze dłubanie :) Najpierw lepiłam aniołki , które podpatrzyłam w jakimś czasopiśmie , ojjj  kilkanaście lat temu to nowość była i bardzo się wszystkim podobały , potem do aniołków dołączyły baranki wielkanocne i tak lapiłam te moje stworki w wariantach wielu i  ilościach hurtowych ;)
Z czasem zaczęłam zajmować się coraz to innnymi technikami i masa solna wprawdzie nie odeszła zupełnie w zapomnienie  ale przestała być  moim numerem jeden ;)
Kilka dni temu jednak  poczułam nieprzepartą chęć zabawy z masą :) i tak powstały rustykalne serduszka zawieszki.
Serduszka ozdobione są wzorkiem wytłaczanym przy pomocy wykrojników do ciastek :) i ozdobione bawełnianą kokardką ...co akurat widać na zdjeciach;)
Zwykle wszystkie moje wyroby z masy lakieruję ale tym akurat lakier nie służy, spróbowałam i nie podobało mi się , wolę takie surowe .
 



 
 
Cały dzisiejszy dzień znowu spędziłam w ogrodzie ,  ciepełko powoduje , że wszystko rośnie na potęgę , a szczególnie mój ulubieniec Arcydzięgiel- brrrrr, z którym toczę nierówną walkę od kilku lat i puki co  szala zwycięstawa przechyla się  raz w moją a raz w jego stronę ;) chociaż nie .....mam jednak wrażenie , że on wygrywa czesciej;)  Nic to jednak,  ja się łatwo nie poddaję :)
Wyczytałam ,że Arcydzięgiel to cudowna roślina jest i pomaga na szereg dolegliwości ,między innymi leczy nerwy tak więc jak już wpadnę w nerwicę permanentną z powodu jego nadprodukcji w moim ogrodzie to przynajmniej  bedę miała lekarstwa pod dostatkiem ;)
 
Mój ogródek  aktualnie jest w większości niebieski , a to za sprawą  "patologicznych " Orlików . Dostałam je jakiś czas temu od koleżanki z pracy , która lojalnie mnie ostrzegła ,że roslina patologiczna od pokoleń  ;) Tak więc mam niebieskie Orliki prawie wszedzie, wyrywam  je i  obcinam kwiatostany aby utrzymać ich ilość w jakichś rozsądnych granicach . Myślę ,że gdyby nie te zabiegi  to już tylko Orliki by mi w ogrodzie zostały....no i oczywiście Arcydzięgiel :);)
A zresztą co ja się rozpisywac będę popatrzcie sami :)
 
 
 
A oprócz niebieskich orlików jeszcze niebieska Brunnera :)
 
 
I niebieskie irysy :)
 
No niebieściuchno  poprostu ;)
 
A teraz o tym co mnie rozpraszało :)  A rozpraszało  bardzo i pewnie jeszcze jakiś czas rozpraszać będzie ,  co chwilkę odrywałam się od pracy :)
 
Rozpraszacze we własnej kociej  osobie ;)  Jest ich trzy i są absolutnie urocze , a ja jako kociara  poprostu nie mogłam  powstrzymać się od biegania co chwilkę za płot że by sobie tych sąsiadowych śliczności nie pogłaskać, poprzytulać i poczochrać  ;)
 
 
 
Następnym razem pokażę moje osobiste kocurki  Bronisława i Filomenę ;)
 
 
 
 

4 komentarze:

  1. O Rany, jakie cudne kociątka! :)) Uwielbiam małe kociaczki. Są przesłodkie.
    Serduszka bardzo mi się podobają i takie surowe mają swój styl. A ogródka zazdroszczę, nawet z patologicznymi orlikami! ;)
    Pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda , że są piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczne rustykalne serduszka ulepiłaś,dzięki temu ,że nie lakierowałaś są takie naturalne. Kwitną już u Ciebie moje ulubione irysy,u mnie na razie pokazały pąki.Kociaki słodkie:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Te irysy to jakaś wyjątkowo wczesna odmiana , bo narazie kwitną tylko one :), inne też mają dopiero pączki.

    OdpowiedzUsuń